piątek, 27 sierpnia 2021

Bartek Dobroch "Artur Hajzer. Droga Słonia"

"Hajzer (...), góry cię ostrzegają, a ty ich nie słuchasz. Raz przeżyłeś, drugi, trzeci, ale prędzej czy później się zabijesz" A on na to: "Nie, góry mi pokazują, że mają do mnie respekt. Że jestem w nich bezpieczny, Za każdym razem mnie puszczają" Aleksander Lwow


  • Wydawnictwo: Znak
  • Rok wydania: 2018
  • Ilość stron: 544
  • Dostępność - ceneo.pl

Bartek Dobroch - alpinista, przewodnik tatrzański, międzynarodowy przewodnik górski UIMLA, instruktor narciarski, alpinista, fotograf. Współautor "Broad Peak. Niebo i Piekło". Portret Artura Hajzera naszkicowany wraz z Przemysławem Wilczyńskim zyskał swoją wielowymiarowość dopiero w książce następnej - "Artur Hajzer. Droga Słonia". Pierwsza biografia twórcy programu Polski Himalaizm Zimowy powstawała ponad 3 lata i śmiało możemy traktować ją jako pracę rzetelną, prezentującą głównego bohatera w szerokiej skali szarości, świadomie rezygnującą z laurkowego spojrzenia na to, jakim był człowiekiem, himalaistą, biznesmanem. I dobrze. Dzięki takiej bowiem perspektywie słynne poczucie humoru Hajzera, jego towarzyskość i opanowanie zostają podszyte dość skomplikowaną historią osobistą. Historią, która czyni zeń człowieka niełatwego, postrzeganego skrajnie różnie. Wesoły. Mruk. Dusza towarzystwa. Domator. Manipulant. Empatyczny. Spontaniczny. Planujący. Jednym słowem - kontrowersyjny. Bartkowi Dobrochowi udaje się wszystkie te pozornie kłócące się ze sobą opinie spiąć klamrą i nadać im imię "Artur". Czy przez to lubimy Słonia mniej? Chyba nie. Zdecydowanie nie. W tym swoim niedoprecyzowaniu staje się cieplejszy i bardziej ludzki. Gdzieś tu, pomiędzy nami. Staje się pełny. Bo przecież, jak twierdzi Dobroch w jednym z wywiadów, dobrzy ludzie czasem robią złe rzeczy i na odwrót.  

Książkę otwiera cytat z Eliota "Ziemi Jałowej" w przekładzie Czesława Miłosza:

"Kto jest ten trzeci, który zawsze wędruje przy tobie?

Kiedy liczę jesteśmy tylko ja i ty,

Ale kiedy patrzę tam, na białą drogę, 

Jest jeszcze zawsze ktoś, kto idzie przy tobie,

Owinięty w brązowy płaszcz, w kapturze,

Nie wiem, mężczyzna czy może kobieta- 

- Kim jest ten, który idzie tam gdzie ja i ty?"

Nawiązanie do tych słów pojawi się pod koniec książki, podczas próby wyjaśnienia tajemnic ostatnich chwil Artura Hajzera. Były to, jak wiemy, momenty dość tajemnicze. Niektórzy twierdzą, że przewidział swój koniec, pisząc do żony smsa o śmierci Marcina Kaczkana, partnera na Gaszerbrumie I i prosząc o zorganizowanie akcji ratunkowej oraz powiadomienie mediów. Przed wyprawą również działy się rzeczy wcześniej niespotykane. Płacz Izy, niechęć Hajzera do wyjazdu, przebodźcowanie medialnością tragedii na Broad Peak'u. W końcu wycofanie się z ataku szczytowego. Dziwne, niezrozumiałe zachowanie, którego Kaczkan nie umiał wyjaśnić inaczej jak tylko halucynacjami.

Książkę podzielono na 4 części poprzedzone "Cięciem", w którym Dobroch próbuje w sposób impresyjny opisać co mogło dziać się ze Słoniem w momencie upadku. Co mógł czuć, widzieć, myśleć podczas ostatniego filmu. Cześć I poświęcona jest inicjacji i początkom przygody z górami. Hajzer zaczyna w skałkach, jeszcze jako czternastoletni harcerz, by w części II przejść swoje najlepsze drogi, wspinać się z Kukuczką, poznać śmierć. Część III opowiada o wycofaniu się z działalności górskiej. Rok 1989 - śmierć Eugeniusza Chrobaka, Mirosława Falco Dąsala, Mirosława Gardzielewskiego, Andrzeja Zygmunta Heinricha, Wacława Otręby na Mount Everest, śmierć Jurka Kukuczki na Lhotse, upadek systemu i nastanie wolnego rynku, wszystko to złożyło się na nowy etap w życiu Hajzera - biznes. Część IV opisuje wielki powrót w góry po ponad 15 latach, który obfitował w upadki, niesprzyjające sploty okoliczności, krytykę, hejt, pomyłki, niepewności. Jak mówi Hajzer, pół żartem pół serio, był wynikiem kryzysu wieku średniego. A ponieważ żona nie zgodziła się na kochankę, padło na góry. Powrót do działalności górskiej zaowocował programem PHZ, który zamiast sukcesów przynosił kolejne porażki i krytykę ze strony zarówno środowiska alpinistycznego jak i narodowych ekspertów kanapowych. Wszystko to siadło na nim. Przed wyjazdem na Gaszerbrum I z PHZ pisał:

"Sławetny artykuł w "Rzeczpospolitej", który ukazał się tuż przed wyjazdem, sprowadzał na mnie niemal bezpośrednie zagrożenie życia, bo przez pierwsze trzydzieści dni wspinaczki nie dało się o nim zapomnieć, a trzeba było się koncentrować na czymś zgoła innym"

Do podobnej sytuacji doszło w kolejnym sezonie, gdy Polacy jako pierwsi zdobyli Broad Peak zimą lecz dwóch z nich - Maciej Berbeka oraz Tomasz Kowalski - nigdy z góry nie powróciło. W atmosferze emocjonalnego napięcia Artur Hajzer wyruszy na Gaszerbrumy. Nigdy z nich nie powróci. 


Opinie o Słoniu są różne. Dobroch cytuje tych, którzy Hajzera uwielbiali mimo wszystko oraz tych, którzy twierdzili, że ludzki potrafił być tylko w górach. Ryszard Warecki mówi o nim:


 

"Mnie się wydaje, że Artur przyjaciela nie miał. Wszystko to były kalkulacje. Hajzer był zimnym kalkulatorem. Ja go w każdym razie nigdy za przyjaciela nie uważałem. W górach - dobry kolega, świetnie się zachowujący, fajnie się wspinający, w ogóle fajny, godny zaufania, nie dam o nim złego słowa powiedzieć. Bycie z nim na jednej linie dawało poczucie partnerstwa. Zawsze będę pamiętał, jak doszedł do mnie, gdy już wracałem z wierzchołka Sziszpangmy. Złapaliśmy się, wyściskali i powiedział: "Rysiu, teraz ostrożnie. Sukces czeka na dole. Donieś go!". Był wtedy wielki, szczery, empatyczny. To były najpiękniejsze chwile mojego życia. Natomiast na nizinach Mister Hyde z niego wyłaził"

Martyna Wojciechowska wyznaje natomiast:

"Był jednym z nielicznych "ogarniętych życiowo", bo moim zdaniem (...) himalaiści są świetni w górach, ale w codziennym życiu się nie sprawdzają (...) Kochałam go jako człowieka - był dla mnie najważniejszy (...)"

Podobną miłość widać u Dobrocha, który o biografii Hajzera myślał od dawna. Miłość rozumiejącą i uczciwą. Poznanie człowieka i jego akceptacja są bowiem wypadkową otwartego serca i umysłu, uważnej obserwacji faktów i emocji, dzieciństwa i dojrzałości. Gdy pojawia się całość, pojawia się zrozumienie. "Artur Hajzer. Droga Słonia" ukazuje całe to spektrum. Dzięki tej drodze możemy bez uprzedzeń przejść wszystko to, co ukształtowało zarówno Słonia jak i jego mechanizmy obronne. 

wtorek, 24 sierpnia 2021

26 Festiwal Górski im. Andrzeja Zawady



Po raz kolejny w dniach 10-19 września 2021 w Lądku-Zdroju będziemy mieli okazję uczestniczyć w Festiwalu Górskim im. Andrzeja Zawady. Dostępne są już karnety na pokazy filmowe oraz Rajd-Wędrowny Festiwal Filmowy (w cenie, oprócz rajdu, zawarte są również pokazy filmowe i udział w programie Winne Góry), bilety na warsztaty Integrowanie przez Wspinanie oraz na koncert Nosowskiej 18.09.21 w Amfiteatrze Dolnośląskim.


Oferta tegorocznego festiwalu jak widać jest bardzo zróżnicowana i bogata. Dla tych, którzy nie mogą być na miejscu, przygotowano również karnety na pokazy online dostępne na platformie filmygorskie.pl. Jeszcze do 31.08 możemy je nabyć za 59 zł. 







Lista potwierdzonych filmów:

Altaï
Artur Guma
Big North
Climbing Iran
Connection
Everest - The Hard Way
Falling Mountains
La Doyenne du Monde
Migrants
My Upside Down World
Myrtle Simpson: A Life On Ice
Mystery Mountain Project
Naretoi
Nasze góry
North Country
On Falling
Opętany
Po prostu latać
Running The Roof
Shamans Nightmare

Tło historyczne:

Festiwal Górski im. Andrzeja Zawady (dawniej Przegląd Filmów Górskich im. Andrzeja Zawady) to najstarszy w Polsce i jeden z największych na świecie festiwali tego typu. Pomysłodawcą był Zbigniew Piotrowicz. Z początku kameralna impreza zyskała obecnie format międzynarodowy. Co roku, w przedostatnim tygodniu września, do Lądka-Zdroju zjeżdżają tysiące pasjonatów tematyki górskiej (wspinaczki skałkowej, himalaizmu, sportów ekstremalnych). Na program imprezy składają się projekcje filmów konkursowych, prelekcje, spotkania z ludźmi gór, podróżnikami, autorami książek, warsztaty, koncerty, biegi, pokazy odzieży outdoorowej. Patronem festiwalu jest niezapomniany Andrzej Zawada, kierownik-legenda, zmarły w roku 2000, prywatnie mąż Anny Milewskiej, co roku goszczącej na festiwalu, otwierając go i zamykając.

Zapraszamy do zakupu biletów na pokazy online >>> KUP KARNET

niedziela, 22 sierpnia 2021

"Jurek" P. Wysoczański, 2014

fot. filmweb
Film "Jurek" Pawła Wysoczańskiego, zrealizowany w 2014 roku, to dokument ukazujący Jerzego Kukuczkę na tle czasów, w których polski himalaizm osiągał szczyty swojej świetności. Rozmowy z rodziną, przyjaciółmi Kukuczki, współpracownikami, partnerami, archiwalia, zdjęcia, nagrania, wywiady składają się na portret całego środowiska. 

Filmowi daleko do konwencji laurki. Z jednej strony jest oczywiście pomnikiem wielkiego alpinisty, zdobywcy 14 ośmiotysięczników, człowieka o niezwykłych możliwościach zarówno fizycznych jak i psychicznych, będącego jednocześnie typowym, na ówczesne czasy, Polakiem pochodzącym ze śląskiej robotniczej rodziny. Z drugiej strony Paweł Wysoczański wyciąga na światło dzienne mniej medialne oblicze mistrza.

Jerzy, ukazany w filmie, to nie tylko sportowiec. To także człowiek rozpoznający swoje słabości i walczący z nimi. Ściana staje się symbolem przeszkód, trudów, również tych życiowych, którym próbuje stawić czoło. Posiąść je, okiełznać, kontrolować. Przed kamerą przyznaje się również do strachu i egoizmu. Ten strach, to nie strach przed śmiercią na górze. To strach przed śmiercią w domu. Egoizm wielkich uzasadnia właśnie ich wielkością, pchaniem świata do przodu, dokonaniami, które go zmieniają i służą wszystkim jego obywatelom. Kwestia odpowiedzialności za siebie, za rodzinę (Kukuczka pozostawił żonę i dwóch synów) stoi w wyraźnym konflikcie z niekontrolowaną potrzebą postawienia się na krawędzi, doświadczeń wychodzących poza rutynę i bezpieczeństwo dnia codziennego. 

Kukuczka leczy odmrożenia
po zdobyciu McKinley - 1974 r.

Na wiele ważnych pytań Kukuczka unika odpowiedzi. Wiele sytuacji problematycznych diagnozuje jednak bardzo trafnie. Dostrzega negatywne aspekty pozyskiwania pieniędzy od sponsorów, konieczność sprzedaży siebie, swoich przemyśleń, uczuć. Alpinizm wchodzi w nową erę. Erę, w której powstanie luka pokoleniowa. Po '89 roku pojawi się wspinaczka "for fun", jak mówi jeden z Lodowych Wojowników - Krzysztof Wielicki. Dla jednych i drugich Kukuczka pozostanie tym, którego świetności nie przyćmi nic, co ludzkie. 

Obejrzyj z nami:



piątek, 13 sierpnia 2021

Belsazar Hacquet "Podręcznik turystyki wysokogórskiej"

Za kilka godzin zaledwie, większość z nas rozpocznie weekendowe odpoczywanie. Niektórzy aktywnie, planując wyprawę w góry, inni w domowym zaciszu - czytając, słuchając, rozmawiając. Jak kto lubi.

Balsazar Hacquet
fot. za: wikipedia

Dla tych, którzy planują swoje pierwsze górskie wędrowanie oraz dla tych, którzy w górach już nie raz, ale z marnym skutkiem, prezentujemy dziś sylwetkę Belsazara Hacqueta. Mamy nadzieję, że fragmenty jego dzieła "Podręcznik turystyki wysokogórskiej" pomogą wielu z nas zrozumieć, dlaczego góry nie są dla każdego i czym sobie zasłużyliśmy, że na Krywań nie udało się wejść. Pamiętajcie o przymrużeniu oka podczas lektury :)

Belsazar Hacquet (po naszemu Baltazar) to człowiek-orkiestra. Urodził się w 1739 roku w Bretanii, zmarł w 1815 w Wiedniu. Był profesorem anatomii, chemii, botaniki, historii naturalnej, etnologiem, prekursorem alpinizmu (warto pochwalić się znajomością tego nazwiska!), badaczem Karpat i to w dodatku pionierskim. Zdobył nasze rodzime Czerwone Wierzchy oraz wzmiankowany Krywań, uważany wtedy za najwyższy szczyt Tatr (Baltazar sukces odniósł w tym ostatnim przypadku za drugim razem). W latach 1805-1809 wykładał chemię i botanikę na Akademii Krakowskiej. Przez krótki czas pełnił również funkcję zastępcy dyrektora Ogrodu Botanicznego w Krakowie. 

Gnidosz Hacqueta
fot. za: wikipedia

Za jego zasługi i na jego cześć nazwisko Hacqueta zostało upamiętnione w nazwie rodzajowej Gnidosza Hacqueta  - rośliny z rodziny zarazowatych, występującej w Polsce wyłącznie w Tatrach i na Babiej Górze pomiędzy Diablakiem i Kościółkami. Możemy więc, natknąwszy się na gnidosza, pochylić się nad nim i wspomnieć Baltazara, dzięki któremu w końcu wiemy kto, jak i po co w góry w ogóle powinien chadzać. 

 W 1796 roku na rynek księgarski trafił "Podręcznik turystyki wysokogórskiej" (opracowanie polskie podręcznika autorstwa Juliusza Zborowskiego ukazało się w 1949 roku), gdzie szczegółowo czytamy o warunkach, jakie powinniśmy spełniać zanim w ogóle o górach pomyślimy. Górski podróżnik powinien być:

"(...) dobrze zbudowany, nie ułomny, a najkorzystniejsza wysokość jego ciała to 5 do 5,5 stóp, tj. około 150 do 165 cm. Bo człowiek wysokiego wzrostu nie nadaje się do wspinaczek. Rzadko kiedy ma on silne muskuły, a zatem posiada mniej siły. Z powodu większej budowy ciała musi dźwigać więcej własnego ciężaru, a im wyższe ciało, tym łatwiej może stracić równowagę. Tracenie zaś równowagi powoduje częstsze upadki, czyli naraża na niebezpieczeństwa. Wreszcie im dłuższe są kości, tym łatwiej je złamać (...)"

Matthias Zurbriggen - wspinacz niemal idealny
 (nie spełniał tylko jednego z wymagań Hacqueta - był żonaty.
W końcu jednak żona wystąpiła o rozwód czyniąc go doskonałym
przykładem tego, kto i jak powinien po górach chodzić. Jak wiemy był pierwszym,
w dodatku samotnym, zdobywcą Aconcagui w roku 1897)
fot. za: wikipedia

Oczywiście! No tak! Już tylko ta wzmianka tłumaczy przynajmniej połowie z nas klęski w dziedzinie alpinizmu. A to dopiero początek. 

"Wzrok musi posiadać turysta dobry i daleko widzący; człowiek krótkowzroczny naraża się na wypadki, a nawet złamanie karku. Płuca muszą być zdrowe, silne, wytrwałe. Poleca przy tym Hacquet nabranie wprawy przez częste marsze w młodości i częste zimne kąpiele nóg. Przed używaniem ciepłej wody przestrzega, bo ona usuwa z podeszwy stopy grubszy naskórek; radzi stałe używanie butów."

Lubisz kąpiel w ciepłej wodzie? W domu chodzisz w kapciach? Niestety, góry nie dla Ciebie.

"Turysta powinien odznaczać się brakiem lęku przed przepaściami. Zawrót głowy to wynik lęku. Można się pozbyć zawrotów głowy przez odpowiednie ćwiczenia przed rozpoczęciem górskich podróży. Zaprawa polega na wchodzeniu na wysokie wieże, na rusztowania, na dachy itp."

Praca biurowa? Odpada. Chyba, że po pracy wracasz do domu po okolicznych dachach. 

"(...) żonaty mężczyzna, o ile kocha swoją żonę - a tak powinno być w małżeństwie - traci przy rozstaniu wiele ze swojej odwagi. Żonaty woli mniej ryzykować, bo jako ojciec nieletniego potomstwa niechętnie naraża się na niebezpieczeństwo" 

Wyprawa na Matternhorn 1865. Po raz pierwszy zdobyto wtedy szczyt.
 Czterech z alpinistów straciło życie przy zejściu m.in. Michel Croz oraz
 Edward Whymper. The Times pisał wtedy: „Dlaczego najlepsza krew Anglii
ma się marnować na wdrapywanie się na niedostępne wcześniej szczyty? 
Czy tak wyglądać powinno życie? Czy tak wyglądać ma powinność? Czy to rozsądne?
Czy dopuszczalne? Czy to nie jest błąd?”
 fot. za: National Geographic


Nawet jeśli jakimś cudem udało Ci się nie być wysokim urzędnikiem z długim covidem, w tym punkcie prawdopodobnie zechcesz zaplanować kinowy maraton zamiast nowych przejść w Tatrach. Koledzy kawalerowie - pakujcie plecaki. 







"(...) długa i częsta nieobecność męża wystawia kobietę na pokusy i prowadzi do małżeńskiej zdrady, żadna zaś kara nie odwiedzie płci pięknej od wyrzeczenia się mężczyzny"

Prawda. Któremu bowiem mężczyźnie chciałoby się myśleć o zdradzie wisząc nad kilkunastometrową przepaścią i oglądając ostatni w swoim życiu film? W dodatku z sobą w roli głównej? Jest poza podejrzeniami. Alibi nie do podważenia. Ciekawe, że Baltazar Hacquet kobiet w górach w ogóle nie bierze pod uwagę. Kobiety zostają w domu, same, samiuteńkie i od razu kombinują, co by tu spsocić. Nieświadome oczywiście tego, że ich wysoki, przystojny i zadbany mąż powinien zrobić dokładnie to samo, bo w góry kompletnie się nie nadaje. 

Do zasług Baltazara Hacqueta dopisać również należałoby wykraczające poza jego własną epokę wizjonerskie myślenie proekologiczne. Gdyby wszyscy zastosowali się bowiem do jego wskazówek, w górach w końcu przestałoby być tłoczno. A tak - jest jak jest :)

Morskie Oko
fot. Tygodnik Podhalański



O Belsazarze Hacquecie przeczytać możecie w:
  • wikipedia
  • Artur Hajzer "Korona Ziemi. Nie-poradnik zdobywcy"
  • 58 numer kwartalnika "Tatry"


wtorek, 10 sierpnia 2021

Artur Hajzer "Korona Ziemi. Nie-poradnik zdobywcy"


Artur Hajzer miał sposobność stracić życie wielokrotnie. Jest w końcu jednym z naszych flagowych himalaistów. Zdobywcą siedmiu ośmiotysięczników. Zginął w wieku 51 lat. Gdyby i wtedy mu się udało, z pewnością zaskoczyłby nas jeszcze nie jedną książką, a tym bardziej filmem, który go tak pociągał. Ściana Gaszerbrum I była jednak bezlitosna i nie zważając na talent literacki, jaki się chyba wtedy dopiero rodził, pączkował, umacniał, rzekła pas. Niczego więcej nie napiszesz, nie sfilmujesz, nie zdobędziesz i nie skomentujesz.

I tak oto warto pokłonić się tej "śmierci nie w porę", że pozwoliła zakończyć Hajzerowi "Koronę Ziemi". Bo to książka niezwykła. Jedna z najlepszych książek o górach wysokich, jaką do tej pory czytałam. Jeśli wyobrazicie sobie kocioł wiedźmy, a wyobrazić go sobie nie trudno po przejściu przez etap literatury dziecięcej, to książka Hajzera będzie takim kotłem. Znajduje się w nim wszystko, co najważniejsze. Mało tego, znajduje się w nim również wszystko to, czego nie ma. Daje tak wiele inspiracji, że moja lista "to-read", "to-explore", "to-experience" wydłużyła się po lekturze "Korony Ziemi" niemiłosiernie. To mieszanka niezwykłego i niespotykanego, chyba nawet w skali światowej, polotu, błyskotliwości, humoru, intelektu i szokująco imponującej wiedzy, która nie zna granic. Porusza więc Hajzer tematy nie tylko związane z najwyższymi górami Ziemi, ale przede wszystkim z ich historiami. A historie są wrzące i krwiste (czasem również dosłownie). Ta książka żyje. Jest ósmym ośmiotysięcznikiem Hajzera. 

Pierwsze wydanie "Korony Ziemi" zawierało kolorowe zdjęcia. Odciągały jednak uwagę od tekstu, który jest w niej wartością nadrzędną. Zdecydowano się więc na wydanie drugie z fotografią czarno-białą. Czerń i biel jest świetnym tłem wydobywającym to, co najważniejsze, refleksyjnym i pobudzającym wyobraźnię. Bywa, że koloru strasznie brakuje. Na przykład u dołu strony 189. Wschód słońca na Kilimandżaro. Wschód roztacza tak niezwykłą feerię barw, że aż prosi się o zdjęcie kolorowe. Nawet na drugi i trzeci rzut oka. Spróbujcie jednak zatrzymać się nad tym zdjęciem dłużej. Zauważycie, że barwy czerni, jej temperatury, delikatne przedzierają się przez błonę filmu. Genialne, panie Hajzer. 

W 2013 drugie wydanie "Korony Ziemi" miało być zatwierdzone przez autora do druku. Już nie zdążył. W książce odnajdziemy kilka fragmentów nieskorygowanych. Czy celowo? Myślę, że tak. Dostajemy ją taką, jaką znał ją autor. 

Struktura książki jest klarowna (w odróżnieniu od "Ataku rozpaczy"). Książkę otwiera motto:

"Są tylko trzy prawdziwe dyscypliny sportowe: walki byków, wyścigi samochodowe i wspinaczka górska; reszta to tylko gry" Ernest Hemingway.

I choć Hajzer zdobywcą Korony Ziemi  nie był, jako pasjonat wspinaczki górskiej opisze nam głęboko i szeroko świat gór i ludzi oraz kontekstów, w jakich przyszło im się spotykać. 

"Korona Ziemi" podzielona jest na osiem głównych rozdziałów, z czego siedem poświęcono poszczególnym szczytom. 

  1. SIEDEM SZCZYTÓW - czyli ile?
  2. MCKINLEY (DENALI) - gdzie diabeł nie może, tam księdza pośle
  3. PIRAMIDA CARSTENSZA - czyli siedem lat w Tybecie
  4. ELBRUS - czyli o tym, jak Austriacy budowali komunizm w ZSSR
  5. MASYW VINSONA - Amerykanin potrafi!
  6. MOUNT EVEREST - praktycznie martwy
  7. KILIMANDŻARO - dla wybrańców
  8. ACONCAGUA - jak zostać celebrytą?
Już pierwszy z rozdziałów robi nam masywną umysłową rewolucję. Ile jest szczytów? Które z nich są najwyższe? Ba! Ile jest kontynentów? Siedem? A może tylko pięć? W końcu Kanał Sueski i Panamski to twory sztuczne. Znajduje to odzwierciedlenie na fladze olimpijskiej. Może jest tylko jeden, jak twierdzi Buckminster Fuller? Wtedy Korona Ziemi obejmowałaby tylko Mt. Everest. I po sprawie. Model z siedmioma kontynentami nauczany jest w Europie i Ameryce Północnej. W Ameryce Południowej już uważa się Amerykę za jeden kontynent! Perspektywa jest ważna, ponieważ to od niej zależy pojęcie Korony Ziemi w ogóle. Załóżmy jednak, że jest ich siedem, jak chce nasza pani od geografii. Który szczyt w Europie jest najwyższy? O miano pierwszego walczy Mont Blanc i Elbrus. I tu znowu dylemat. Gdzie kończy się Europa? Od odpowiedzi na to pytanie zależy to, kto pierwszy był zdobywcą tej "właściwej" Korony Ziemi. Z kolei odpowiedź uzależniona jest od tego, czy zastosujemy kryteria geograficzne i geologiczne czy polityczne. A może powinniśmy zastosować kryterium kulturowo-sanitarne, jak chce Piotr Pustelnik, i po prostu wejść na lotnisku w Mineralnych Wodach do toalety, przekonując się wtedy boleśnie, że Elbrus w Europie zdecydowanie nie leży? Podobnie rzecz ma się z Australią i Oceanią - Góra Kościuszki czy Piramida Carstensza, a może trzeci kandydat - Góra Wilhelma (jest też czwarty i piąty - Mount Cook i Big Ben)? Richard Bass, amerykański multimilioner, swój projekt zdobycia Seven Summits zakończył w 1985 roku ogłaszając się pierwszym zdobywcą Korony Ziemi. Ale czy na pewno? Reinhold Messner zaraz pokiwał palcem i stwierdził, że absolutnie nie, ponieważ Bass zdobył Górę Kościuszki zamiast Piramidy Carstensza! (niektórzy twierdzą, że była to zemsta za to, że Bass nie wziął Messnera na pokład samolotu, gdy zdobywał Mount Vinson). Powstały więc co najmniej dwie listy najwyższych gór świata: lista Bassa i lista Messnera (ta ostatnia jest dziś jedyną oficjalną). Według listy Messnera pierwszym zdobywcą został Pat Morrow (niestety Messner musiał to przyznać), a drugim sam Messner (gdyby nie to, że spieszył się, aby skompletować Koronę Himalajów byłby z pewnością pierwszy;)). Hajzer doradza więc, żeby w razie czego, dla świętego spokoju kierować się listą Eberharda Jurgalskiego, która obejmuje 8 szczytów i w ten sposób unika kontrowersji. Lepiej więcej, niż mniej! Nie-poradnik zdobywcy (podtytuł nota bene wymyślony przez wydawcę).

Na końcu książki znajdziemy Notę o Autorze i ostatni wywiad z Hajzerem, lakoniczny, ponieważ po jego powrocie z Gaszerbrum I, rozmowa miała być rozwinięta i stanowić wstęp do "Korony Ziemi". Tego już nie zdążono zrobić, wywiad czyta się więc odczuwając pośpiech lub zamyślenie i nieobecność Hajzera przed wyjazdem. Wciąż jednak jest to wywiad pełen humoru ale i powagi tam, gdzie trzeba.

Można by rzec typowo "hajzerowski". 


piątek, 6 sierpnia 2021

Tołhaje "Wataha"

Fryderyki 2021 rozdane. W tym roku w kategorii "Muzyka filmowa, teatralna, ilustracyjna" statuetkę zdobyła ścieżka dźwiękowa do popularnego serialu "Wataha" produkcji HBO, na którą złożyły się kompozycje Łukasza Targosza oraz piosenki zespołu Tołhaje. W wyniku współpracy muzyków światło dzienne ujrzała płyta zespołu Tołhaje "Czereda" (2014 r.) zawierająca utwory wykorzystane w serialu oraz te, które powstały później wraz z zarejestrowanym na żywo koncertem z towarzyszeniem orkiestry smyczkowej w ramach festiwalu Wschód Kultury. 

Tołhaje to bieszczadzki zespół muzyczny czerpiący inspiracje głównie z tradycji Bojków i Łemków. Nazwa zespołu pochodzi od węgierskiego słowa "tołhaj" oznaczającego beskidnika, zbójnika karpackiego. Ich muzyka to mieszanka folku i współczesnych brzmień, przede wszystkim jazzu, elektroniki, rocka. Istotnym elementem jest tu również improwizacja. 

Zespół powstał w 2000 roku. W roku 2003 został laureatem Folkowego Fonogramu Roku 2002 za płytę "A w niedziela rano". Płyta była również nominowana do Fryderyków 2003 w kategorii "Etnofolk". Rok 2013 to wspomniane wyżej prace nad ścieżką dźwiękową do "Watahy". W 2018 natomiast zespół wydał płytę "Mama Warhola", która powstała na podstawie rusińskich pieśni ludowych zaśpiewanych przez mamę Andy'ego Warhola - Julię. Część utworów z tej płyty (3,7,9) pojawia się również na ścieżce dźwiękowej drugiego sezonu serialu "Wataha"

Skład zespołu:

  • Damian Kurasz - gitary
  • Janusz Demkowicz - gitara basowa
  • Piotr Rychlec - klawisze, didgeridoo, akordeon, śpiew gardłowy
  • Tomasz Duda - saksofon, klarnet
  • Łukasz Moskal - perkusja
  • Maria Kulik - śpiew
  • Maciej Cerliński - lira korbowa
Dyskografia:

  • A w niedziela rano (2002)
  • Stereokarpaty (2011)
  • Czereda (2014)
  • Ziele (singiel - 2014)
  • Mama Warhola (2018)

Gratulujemy!

Utwór "Wataha" pochodzi z albumu "Czereda" (2014)