sobota, 23 kwietnia 2022

"W cieniu Everestu" Magda Lassota

"Wspinaczom brakuje wewnętrznego potwierdzenia własnej wartości, dlatego szukają go na zewnątrz, dlatego tak desperacko potrzebują ekstremalnych osiągnięć. No bo z jakiego innego powodu byśmy to sobie robili?"

 

 

  • Wydawnictwo: SQN
  • Rok wydania: 2020
  • Ilość stron: 416
  • Dostępność: ceneo.pl


Zastanawiam się, o czym jest ta książka. Czym jest Everest Magdy Lassoty. I czym jest cień Everestu.

Odkładam na bok oczywistości. Już Hajzer w "Koronie Ziemi" pisał, że Everest jest praktycznie martwy ("effectively dead") i ze wszystkich gór ma się najgorzej. Znajoma dziewczynka zapytała mnie pewnego dnia:

- Jak smakują chmury?

- Nie wiem, ale jest jeden sposób, żeby się tego dowiedzieć - odpowiedziałam - musiałabyś wejść na najwyższą górę świata, górę gór, by móc dosięgnąć chmur. A najwyższa góra to Mount Everest.

Everest 2019 
Prawda. stąd tylko krok do nieba. Niektórzy zostaną w nim przecież na zawsze, starając się spróbować jak smakują chmury. Dlaczego właśnie tu? Bo najwyższy, a wszystkie wielkie sprawy załatwia się na naprawdę wielkich górach. A te najważniejsze - na Mount Everest. Jeśli tu, na dole pokonało cię coś naprawdę wielkiego, proces uzdrawiania zaczyna się zwykle od zdobycia naprawdę wielkiej góry. Co roku Everest przyciąga setki "ekstrawaganckich ekstrawertyków, zakompleksionych, niedowartościowanych introwertyków, szukających adrenaliny, chcących zgubić gdzieś jej nadmiar, awanturników i posłańców pokoju, wyczynowców i niedorajdów, starców i dzieci, milionerów i bezrobotnych, polityków z misją, alterglobalistów, też z misją, tych, którzy chcą zarobić i tych, którzy mogą tylko stracić, szukających sławy lub ciszy absolutu, media, rządy państw"* Kilka czynników na przestrzeni lat wpłynęło na wzrost popytu i liczby wejść na Mount Everest. Rząd nepalski przestał limitować ilość wydawanych zezwoleń (przy odpowiednim wzroście ich ceny), na rynku pojawiły się lekkie 4-kilogramowe butle tlenowe rosyjskiej firmy Poisk o dwukrotnie większej wydajności, zmieniła się ilość i polityka firm trekkingowo-wspinaczkowych, wzrosły kompetencje Szerpów, no i last but not least - zaporęczowano Icefall i Mount Everest niemal do samego wierzchołka. Pamiętamy zdjęcie kolejki na dachu świata, które obiegło internet w roku 2019.

Everest 2021 - fot. Mingma Dorchi Sherpa
Oraz to, które obiegło świat w 2021 roku, wykonane przez Mingmę Dorchi Sherpa. Większość z widocznych tu wspinaczy to klienci prywatnych firm trekkingowo-wspinaczkowych, których pod Everestem nie brakuje - Jagged Globe, Seven Summit Treks, Alpine Ascent, Adventure Consultants, Imagine Nepal (z którą wybrała się Magda Lassota) czy Himex. Firmy co roku zatrudniają setki Szerpów, bez których wejście na górę gór byłoby niemożliwe. Cisi bohaterowie Krainy Wiecznych Śniegów z twarzami pooranymi trudami, przez co wyglądają na dużo starszych niż są w rzeczywistości. Część z nich również z góry nigdy nie zejdzie. Na Mount Everest wskaźnik śmiertelności wynosi 3,5%, co przy tak ogromnej ilości osób wspinających się daje liczbę znaczącą. Na Annapurnie śmiertelność sięga 40%, nie oznacza to jednak, że na Everest wejść łatwiej. Nic bardziej złudnego. Na Everest po prostu wchodzi się tłumnie. Wystarczy mieć pieniądze, by znaleźć się w EBC. Komercjalizacja góry sięgnęła punktu krytycznego. Wciąż jednak trzeba mieć odpowiednie warunki fizyczne, odporność psychiczną i szczęście, by znaleźć się na samym wierzchołku. Przypadek Davida Sharpa z 2006 roku, brytyjskiego wspinacza (pod opieką Asian Trekking) wydaje się w tym świetle symboliczny. David nie wrócił na noc do obozu po próbie zdobycia szczytu (nie wiadomo, czy udanej). Przed świtem następnego dnia, kolejni wspinacze atakujący szczyt, napotkali go na swojej drodze. Majaczył. Nie mógł wstać. Umierał. 40 osób minęło Davida. Skontaktowano się z Russellem Bryce, właścicielem firmy Himex. Odpowiedział: "Idźcie dalej do szczytu, temu człowiekowi nie można już pomóc. On praktycznie już nie żyje". I to jego "He's effectively dead" obiegło świat, choć sam Bryce nigdy nie przyznał się oficjalnie do tych słów. Turcy, którzy również minęli umierającego, postawili sprawę jasno: "To nie był człowiek z naszego zespołu". Śmierć Sharpa wywołała falę krytyki. Jaką cenę można zapłacić za smak chmur? I czy można zapłacić czyimś życiem? Edmund Hillary powiedział wtedy:

"Moim zdaniem całe to szaleństwo wokół zdobywania Everestu jest po prostu przerażające. Ludzie za wszelką cenę chcą zdobyć szczyt i nic ich nie obchodzi, że ktoś obok może być w kiepskim stanie. Naprawdę nie ma nic imponującego w tym, że można tak po prostu zostawić człowieka pod skałą i pozwolić mu umrzeć". 

David w rozmowie ze swoją matką uspokajał ją: "Nie martw się mamo, nic nie może mi się stać, tu są tłumy ludzi wokół mnie..."

Tak. Są to oczywistości, o których wiemy od dawna. Trudno się jednak pozbyć wrażenia, że książka "W cieniu Everestu" opowiada o czymś innym. W warstwie oczywistej, autorka stawia sobie za cel poznać i opisać motywację osób, które w 2019 roku znalazły się w EBC. Zarówno tych z zachodu jak i osób z obsługi, Szerpów, właścicieli agencji, lekarzy. Z niektórymi się zaprzyjaźnia. Robi zdjęcia. W założeniu ma być to projekt fotograficzny. Portrety wspinaczy mają być wykonane "przed" i "po" Evereście. Ostatecznie większość z nich powstaje "przed", ponieważ "po" nie ma już czasu. Obóz zwija się jeszcze w trakcie ataku szczytowego. Potem wszyscy pospiesznie pakują plecaki i wskakują do helikopterów. Nikt nie chce spędzić ani sekundy dłużej w miejscu, które jeszcze miesiąc temu było jego marzeniem. Szczyt i poczucie omnipotencji zdobyte. Na górze załatwia się przecież wszystkie te sprawy, na które nie starcza odwagi i siły na dole. 

Portrety. Od lewej: Mingma, Kilu, Dawa Tenzin. Fot: M. Lassota
A co załatwia się w cieniu wielkiej góry? Tu załatwia się sprawy jeszcze większe. Rozmawia się z samym sobą. Nawiązuje przyjaźnie. Uczy cierpliwości i oczekiwania. Doświadcza czynności, które na dole budują codzienność. I tym właśnie wydaje się być książka Magdy. Rozprawą z cieniem. Z tym wszystkim, co wyparte, skulone w nas, czekające na odpowiedni moment. Z tymi wszystkimi, w których cieniu żyliśmy do tej pory, zakochani, poddani, wierzący, że to dobry cień. Nie mogąc uwierzyć, że ta góra, przy której tak wiernie tkwimy, może nas skrzywdzić i mając nadzieję, że w jej cieniu dokonają się rzeczy magiczne. Książka mówi o kruchości tych marzeń. Jeszcze chwilę temu wydawały się tak silne, że nie mógł ich zmieść żaden monsun, pochłonąć żadna szczelina lodowca Khumbu. Czy gdyby zostały spełnione, gdybyśmy posiedli górę gór, wypełniłoby nas szczęście? Okazuje się, że na krótko. Na tę krótką chwilę, gdy jeszcze działa adrenalina czujemy się mocni, silni, pewni siebie. Czujemy, że możemy jeśli nie wszystko, to na pewno dużo. Załatwiamy sprawy z samym sobą. Obiecujemy sobie, że już nigdy się nie poddamy. Że zawsze już będziemy wierzyć w siebie i nigdy nikomu nie pozwolimy się niszczyć, że podniesiemy się z każdego upadku. Wiara będzie naszym czekanem, a lina nadzieją. Czy natura człowieka ma to do siebie, że potrzebuje doznań i doświadczeń granicznych, aby poczuć swoją moc? Dlaczego nie możemy tego samego osiągnąć gapiąc się w niebo? Czy, aby poczuć się wielkim trzeba zrobić wielką rzecz? Na przykład zdobyć Mount Everest? A co jeśli to, co nam Mount Everest wyszeptał do ucha, ucichnie? Przyblednie? Wtapiamy się w fotel i znów jesteśmy zwykłym Kowalskim przy biurku zawalonym stertą papierów na wczoraj. Przechodzimy obok siebie samego jak obok mebla. Nie zauważając. 

"Joyce została pierwszą Libanką z Koroną Ziemi. Przyniosło jej to sławę i sponsorów. Występowała w telewizji i radiu, dawała mnóstwo prelekcji, nie tylko w swoim kraju. Ale i tak powrót do domu okazał się dla niej niewyobrażalnie trudny. Po Evereście miała poczucie ogromnej straty i długo nie mogła sobie z tym poradzić. W codziennym życiu nie potrafiła odnaleźć szczęścia, które czuła na szczycie. Pomogła jej dopiero terapia."

"Nelly myślała, że wejście na Everest będzie trudniejsze (...) Dużo trudniejszy okazał się powrót do codzienności. Po kilku miesiącach nadal nie mogła się pozbyć poczucia dojmującej, niemożliwej do opisania pustki. Po trzech latach życia wyłącznie Everestem trudno znaleźć porównywalny cel."

Autorka "W cieniu Everestu"
Dla Magdy Mount Everest to góra zabójcza. Góra, na którą nie warto się wspinać, dlatego też Magda tego nie robi. Można stracić rzeczy ważne. Przyjaciela. Zdrowie. Życie. Za to cień Everestu jest dla niej krainą magii. Pozwala jej odzyskać siły. Opisać ludzkie historie, po to, żeby opisać swoją. Pisze dla siebie. Opisując ludzkie motywacje, przygląda się swoim jak w lustrze. Co zrobić ze sobą? Teraz, gdy nadszedł czas na zmiany w życiu, gdy zostaliśmy w punkcie, z którego trudno zauważyć to, co będzie jutro czy pojutrze. Jak pożegnać tych, których kochamy? Jak marzyć i realizować marzenia? Jak je doceniać? 

Baza pod Everestem jest dla Magdy tym samym, czym dla wspinaczy szczyt. Ale i książka nim jest. Czujny czytelnik odnajdzie w niej tyle wrażliwości autorki, że śmiało można uznać ją za największą wartość książki. Zaraz po pięknych portretach. Magda Lassota odkurza dla czytelnika przymiotnik "miły" i według tej kategorii będzie określać wielu swoich rozmówców. Ktoś jest "miły", a ktoś inny "niemiły". Widać, że ta "miłość" jest jedną z najważniejszych wartości w jej życiu. Wynika to pewnie trochę z zapotrzebowania na akceptację, która wyziera z niemal każdej strony książki. W wielu sytuacjach Magda nie chce sprawiać komuś kłopotu, lub wstyd jej za własne potrzeby. Naturalny odruch człowieka, który długo trwał w nieswoim świecie, z którego na dodatek został wyproszony. Zanim nauczy się rozpoznawać swoje własne emocje, potrzeby i wartości, minie trochę czasu. Pobyt w bazie pod Mount Everest jest więc rodzajem terapii, a w cieniu góry rodzi się to, co powinno się narodzić dużo wcześniej i zupełnie gdzie indziej. Przy innej górze. W innym cieniu. Zrodziło się jednak tu. Tak, jakby wszystko miało swoje miejsce i czas, a to, czego chcemy niekoniecznie pokrywało się z tym, czego potrzebujemy. Cień góry wydaje się więc ważniejszy niż jej szczyt.

Dziś Magda Lassota jest już w zupełnie innym punkcie na mapie świata. Realizuje swój nowy projekt "Czy Ameryka istnieje?". Trzymam kciuki i czekam na książkę, ponieważ jestem pewna, że powstanie.

* Artur Hajzer "Korona Ziemi"



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz