"Nie zapominajcie o tych, którzy pozostali w górach i czuwają przy ogniskach, strzegą wysokich przełęczy. Przełęczy, które chcecie przemierzyć. Ich niezwykłą wytrwałość możecie nazwać szaleństwem. Pomyślcie jednak o tych dniach, kiedy sami marzyliście...Nie spieszcie się zapominać tych, którzy pozostali w górach, walcząc do końca. Może ciągle kroczą po mglistej ścieżce, którą wy porzuciliście"
- Wydawnictwo: Agora
- Rok wydania: 2012
- Ilość stron: 375
- Dostępność: ceneo.pl
Bernadette McDonald to urodzona w Kanadzie autorka książek o tematyce głównie górskiej. "Ucieczka na szczyt" jest jednym z jej dzieł poświęconych polskim wspinaczom wysokogórskim. Tym razem jest to rzecz o Wandzie Rutkiewicz, Krzysztofie Wielickim, Wojciechu Kurtyce oraz Jerzym Kukuczce. Połowa z nich zginęła w górach wysokich - Rutkiewicz na Kanczendzondze, Kukuczka na Lhotse.
Bernadette McDonald przywołuje wspomnienia o dobrze nam wszystkim znanych wyczynach polskich himalaistów, skupiając się jednak mimo wszystko na złotej epoce polskiego himalaizmu - końcówce lat siedemdziesiątych, latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku.
Książka podzielona została na 16 rozdziałów, z których każdy zaopatrzono w co najmniej jeden cytat kojarzący się z górami, marzeniami lub pamięcią.
"Najbardziej nieszczęśliwi ludzie w dzisiejszych czasach to najczęściej ci w ruchu, zmuszeni do szukania utopii na zewnątrz siebie" Pico Iyer "The Global Soul"
Tym cytatem autorka wprowadza nas w rozdział szesnasty pt. "Najbardziej samotna korona" zwracając uwagę na dwie twarze sukcesu - jego zewnętrzną otoczkę i splendor, jaki spływa na zwycięzcę ale i częstokroć jego samotność na szczycie oraz po zejściu z niego. "Omnia mea pecum porto" przypisywane greckiemu filozofowi Bias of Priene wydaje się również definiować psychologiczną przyczynę zdobywania wysokich gór, którą jest poszukiwanie odbicia świata idealnego zamkniętego gdzieś bardzo głęboko w duszy ludzi gór. Poczucie niespełnienia po zdobyciu / niezdobyciu szczytu popchnęło niektórych z nich ku tragedii (Rutkiewicz, Kukuczka, Mackiewicz, Berbeka).
Autorka pochyla się również nad fenomenem złotej epoki polskiego himalaizmu. Zastanawia się nad przyczynami sukcesów odnoszonych przez kraj, który borykał się z głodem, uciskiem, ograniczeniami. Jaki mechanizm zadziałał, że czasy te stały się kuźnią ambicji? Zachodnim wspinaczom nie brakowało niczego, mieli pod dostatkiem szpeju, wsparcia, pożywienia, mimo to nie odnosili sukcesów w górach wysokich. Były to raczej sukcesy indywidualne niż narodowe.
"Kiedy jesteś zbyt rozpieszczany, tracisz odporność na cierpienie, tracisz siłę płynącą ze spokoju. Austriacy i Niemcy też byli silni, ale tylko to powojenne pokolenie" mówił o Polakach Carlos Carsolio, który również uważał, że swoje sukcesy zawdzięczają ciężkiemu dzieciństwu.
Niektórzy wskazywali na poczucie niższości Polaków i konieczność ciągłego udowadniania, że są coś warci. Inni przeciwnie - na poczucie wyższości płynące z tradycji szlacheckiej i rycerskiej. Wskazywano również na wzorzec w postaci Jezusa Chrystusa, który odznaczał się męstwem ale i poświęceniem. Każdy z tych czynników z pewnością miał swój wpływ na zawziętość Polaków w zdobywaniu kolejnych szczytów himalajskich. Szczególnie, że w Himalajach pojawili się stosunkowo późno i mieli wiele do nadrobienia.
Alek Lwow swego czasu podzielił polski alpinizm na 3 kategorie:
- męski
- kobiecy
- Wanda Rutkiewicz
Wanda Rutkiewicz i Jan Paweł II - 1978 fot. za Przegląd Sportowy |
Jerzy Kukuczka po zdobyciu 14 ośmiotysięczników |
Jerzy Kukuczka i Wanda Rutkiewicz na zawsze pozostali na swoich górach, które były ich idee fix. Bernadette McDonald wspomina sny, jakich doświadczyli bliscy w momencie, gdy Kukuczka i Rutkiewicz walczyli o życie. Zarówno sen syna Kukuczki, jak i Ewy Matuszewskiej o Wandzie są zjawiskami, które trudno wytłumaczyć, wpisują się jednak w aurę, jaka otacza góry wysokie i ludzi gór. Wojtkowi Kurtyce i Krzysztofowi Wielickiemu się udało.
Wojciech Kurtyka |
"Nie mam pojęcia, dlaczego przez te wszystkie lata nawet włos nie spadł mi z głowy... Gdy o tym myślę, zaczynam się bać. Czy będę kiedyś musiał za to zapłacić?" mówi Kurtyka.
Wanda, jak sama pisała do Marion, nie była dobrze przygotowana na Kanczendzongę. Była pełna energii, ale wewnętrznie i fizycznie nie była w najlepszej kondycji. W książce czytamy wstrząsające słowa, będące próbą analizy, na jaką zdobyła się Bernadette McDonald:
"Być może przygotowywała siebie i innych na ten dzień, odcinając się stopniowo od bliskich i znajomych. Zostawiła po sobie niewiele przedmiotów i żadnego bagażu emocjonalnego. Wanda podróżowała po ziemi bez wielkiego obciążenia"
Kilka lat wcześniej, po śmierci Kukuczki, Wanda radziła:
"Nie powinniśmy osądzać ludzi, którzy szukają niebezpieczeństwa w najwyższych miejscach świata, lub wymagać od nich odpowiedzi na pytanie o sens tego, co robią. Kiedy płacą najwyższą cenę za swoją pasję, powinniśmy po prostu o nich pamiętać..."
Rada uniwersalna. Po śmierci Wandy bowiem również pojawiały się śmielsze oceny "Karawany do marzeń", projektu, który był ostatnim pomysłem wybitnej himalaistki. Wydaje się, że wzięła na swoje barki zbyt dużo, mając nadzieję na odnalezienie spokoju wewnętrznego i spełnienia, które pozwoliłoby jej cieszyć się życiem. Błędne koło, w jakie jednak wpadła, koło akcji i reakcji, które jeszcze bardziej odpychały ją od ludzi a ludzi od niej, i którego nikt, żadna ze stron, nie umiała przerwać, przelało czarę goryczy. Nie znalazł się nikt, kto zechciałby jej pomóc w momencie krytycznym i mógł być to wtedy, gdy obecność drugiego człowieka i jego pomocna dłoń jest tak ważna, czynnik wyzwalający chęć przeżycia. Niektórzy mieli z tego powodu poczucie winy, inni nie.
Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy fot. za Sport.pl |
W dwóch miejscach książki zauważyliśmy nieścisłości. Na stronie 272, gdy autorka opisuje sukces Jerzego Kukuczki związany z ukończeniem Korony Himalajów, pisze: "...wszyscy w bazie świętowali jego sukces przy cieście ozdobionym flagami. Czternaście flag oznaczało czternaście szczytów". Oczywiście było to nie ciasto, a 14 klusek śląskich. Na stronie 299 czytamy natomiast: "[Wanda] powróciła do Katmandu 29 września i zaraz poszła na południową ścianę Annapurny. Góra ta, po raz pierwszy zdobyta w roku 1970 przez Chrisa Boningtona z ekipy brytyjskiej, stanowiła niebagatelne trofeum" Annapurna po raz pierwszy zdobyta została przez Herzoga i Lachenala w 1950 roku. Wyprawa Chrisa Boningtona zaś, jako pierwsza, zdobyła jej południową ścianę. Wydaje się więc być to błąd tłumaczeniowy.
Książka warta przeczytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz