piątek, 22 stycznia 2021

"Cholitas" J. Murciego, P. Iraburu, 2019

"Na pewno nie pójdziecie w spódnicach. W spódnicach nie da rady! Nie ma jak założyć uprzęży" anonimowi przewodnicy górscy

 



Gdy pomyśleć o wspinaczach wysokogórskich i opisujących ich epitetach "do-schrupania" pojawi się na pozycji odwrotnie proporcjonalnej do wysokości zdobywanych przez nich szczytów. Można o nich pomyśleć, że napędzani testosteronem wojownicy, że rycerze skał pod banderą in-postu, że walczący o pakistańskie pozwolenia do ostatniej kropli krwi lokalni patrioci. Można mówić o ich najnowszych lub pierwszych zdobyczach, o ich udanych inwestycjach sprzętowych, partnerach wspinaczkowych, wypadach, wyczynach bez butli, nową drogą, w jedną dobę, odznaczeniach, życiowej nieprzystawalności...ale nigdy, o żadnym nie pomyślimy tego, co o Cholitach po obejrzeniu filmu Jaime Murciego i Pablo Iraburu oraz drobnym research'u.

Sajama
Cholitas to kobiety z rdzennych społeczności, głównie Ajmara, noszące na co dzień tradycyjny strój - kolorową spódnicę o wielu warstwach (pollera musi się unosić!), pantofelki, za mały melonik, szal z wełny alpaki, upięte w dwa warkocze piękne, długie włosy. Do tego biżuteria i koniecznie aguayo, chusta, o której Cholity mówią, że pomieści więcej niż plecak górski. Z reguły szykanowane, popychane, dyskryminowane ze względu na wiejskie pochodzenie i wygląd, po 2005 roku zaczęły w końcu swobodniej oddychać - Evo Morales został pierwszym rdzennym prezydentem kraju. Zajmują się głównie domem i obsługą turystów wysokogórskich. Ich mężowie to profesjonalni przewodnicy, one - tragarki i kucharki, gotujące na powitanie zdobywców szczytów. Boliwia ma ich sporo. Wśród sześciotysięczników uwagę przykuwa ten najwyższy: Sajama (6542 m. n.p.m.)


Cholitas zaczęły jednak od Huayana Potosi (6088 m. n.p.m.), Acotango (6052), Parinacota (6348), Pomarapi (6650_ i Illimani (6438). Poza granicami swojego kraju były po raz pierwszy w...... Polsce w 2018 roku na zaproszenie XXIII Festiwalu Górskiego im. A. Zawady w Lądku Zdroju. Gościły w schronisku Pasterka, zdobyły m.in. Szczeliniec Wielki i Śnieżkę, których wysokość z początku skwitowały śmiechem, po czym wdrapały się na nasze tysięczniki z objawami choroby niskościowej i zadyszką. Nic dziwnego - wioska El Alto, z której pochodzą leży na wysokości 4150 m. n.p.m. To właśnie do takich warunków są przyzwyczajone i w nich czują się najlepiej.

Cholitas w Polsce - w tle Szczeliniec Wielki. Fot: Małgorzata Telega


Cholitas Escaladoras (czyli te z Cholit, które zajmują się wspinaczką) zdobywają szczyty zawsze w swoim tradycyjnym stroju - spódnicy, pod którą ubierają bieliznę oddychającą lub spodnie oraz oczywiście uprząż ( łącznik wystaje przez specjalnie rozpięty zameczek w spódnicy). Meloniki zamieniają na kaski, pantofle na skorupy. Na wierzch idą kurtki membranowe, ale chusta aguayo towarzyszy im niezależnie od wysokości.

W filmie "Cholitas" pięć Boliwijek Ana, Cecilia, Dora, Elena i Lidia zdobywa najwyższy szczyt Andów, Ameryki Południowej oraz całej Ameryki - argentyńską Aconcaguę (6961m. n.p.m.). Wspinanie się na szczyty oddalone od El Alto jest dla nich problematyczne ze względów przede wszystkim finansowo-logistycznych. W realizowaniu marzeń pomagają im więc przyjaciele z Polski i Boliwii. Europa jest zachwycona ich fenomenem, więc chętnie pomaga. Z jednej strony to piękne i szczytne, z drugiej na wszystko to, co odkryte zaczynają działać czynniki destrukcyjne a co zostało osiągnięte z czyjąś pomocą jest tylko połową sukcesu. Cholitas wydają się jednak być tak mocno osadzone w swojej kulturze i tak cudownie prostolinijne, ukształtowane przez tak wiele trudów i przeciwności, że obawy o komercjalizację całego zjawiska mogą być nieuzasadnione.

Dlaczego są takie pociągające?

33 lata temu Jerzemu Kukuczce do Korony Himalajów brakowało tylko jedynego ośmiotysięcznika leżącego na terenie Chińskiej Republiki Ludowej - Grani nad Trawiastą Równiną czyli Sziszapangmy (8013 m. n.p.m.). Długo starał się o pozwolenie na zdobycie szczytu, zamierzał nawet nielegalnie przekroczyć granicę Nepalu z Chinami i w desperacji wejść na szczyt bez pozwolenia władz chińskich. Zamiast tego jednak uknuł diabelski plan - wraz z klubem wysokogórskim postanowił zaprosić do Katowic chińskiego ministra sportu, który zachwycony Polakiem rzekł: "Zapraszamy do Pekinu, panie Kukuczka". Tak było.

Tymczasem (biorąc pod uwagę inne realia, inny czas, inne miejsce na ziemi) Cholitas Escaladoras zdobywają pozwolenie w zgoła inny sposób. Przed wspinaczką rozmawiają z górą. Proszą ją o pozwolenie na wejście i zdobycie. Proszą o to, aby mogły powrócić zdrowe i całe. Zamiast pieniędzmi, płacą koką pozostawianą pod kamieniami i alkoholem, którym dzielą się z górą. Rytuał jest urzekający, z jednej strony naiwny, z drugiej udowadnia jak bardzo Cholity liczą się z naturą i Matką Ziemią (Paczamama). Może gdyby inni wspinacze poszli w ich ślady, zdobyliby mniej szczytów, ale wracaliby zawsze cali i szczęśliwi? Tak, jak one wracają. I koniecznie całą grupą, choć nie zawsze wszystkie stają na szczycie. Każda z nich identyfikuje się jednak z resztą tak bardzo, że zdobycie szczytu jest traktowane jako wspólne zwycięstwo. Gratulują sobie serdecznie, wspierają się, niedomagania koleżanek na końcowych odcinkach zamieniają w opowieści o bohaterskim czynie.


Dla wielu osób wspinanie jest formą ucieczki. Cholitas także podkreślają, że góry dają im wolność, pozwalają zapomnieć o problemach życia codziennego, o dyskryminacji, zaniżonej wartości własnej. Widzimy jednocześnie, że kolejny zdobyty szczyt to nie powód, aby radykalnie zmienić swój dotychczasowy tryb życia. One idą w pokorze - wiedząc, że wrócą. Idą w spódnicach i chustach - wiedzą skąd idą i dokąd wrócą. Wiedzą, że to symbole ich przynależności, że to część ich życia, historii, kultury i nie buntują się przeciwko temu w sposób ostateczny. Cudownie znoszą swoje codzienne obowiązki. I tylko od czasu do czasu pod spódnicę zakładają uprząż na znak, że zachowanie równowagi w życiu jest jedną z najważniejszych umiejętności.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz